Najnowsze
Komentarze
- Wystawy Romana Mirowskiego | Roman Mirowski - KOŚCIOŁY Z SOBOTAMI
- Pan Samochodzik i Szatański Plan – Jerzy Seipp – ZNienacka - PIOTRKÓW TRYBUNALSKI Kościół farny
- 163 ITALIA 25 FLORENCJA 1 Kaplica Pazzi „En trois quart” | Roman Mirowski - FLORENCJA
- WŁOCHY | Roman Mirowski - FLORENCJA
- Все, чого ви ще не знали про Божу Матір Ченстоховську | CREDO - CZĘSTOCHOWA Jasna Góra – Pomnik Prymasa Wyszyńskiego
Kategorie
- Brak kategorii
46. NA KRESACH – ALBERTYN Pałac
Autor: Roman Mirowski
W roku 1667 Szydłowice otrzymał Hilary Połubiński, ale sprzedał je po trzynastu latach Annie Sapieżynie, zaś Jakimowicze Cyprianowi Pawłowi Brzostowskiemu, który także w dążeniu do „zaokrąglenia” swych posiadłości– dokupił potem Szydłowice. Kolejnym właścicielem stał się w roku 1809 Wojciech Pusłowski, żonaty z księżną Józefą Drucką-Lubecką, siostrą Ksawerego. Spadkobiercą Wojciecha został jego syn Władysław, który poślubił córkę księcia-ministra Ksawerego, Genowefę. Po Władysławie dziedziczył jego syn, Franciszek Ksawery Pusłowski. Ostatnim panem na Szydłowicach i Albertynie był zmarły w 1964 roku syn Franciszka Ksawerego – Władysław.
Wojciech Pusłowski po nabyciu Szydłowic zamieszkał we dworze zbudowanym przez Brzostowskich. Zmarł w roku 1833, w tym samym też roku stary dwór spłonął. Po pożarze, Władysław Pusłowski, który był jednocześnie siostrzeńcem i zięciem księcia Ksawerego, zdecydował o przeniesieniu swej przyszłej siedziby w inne miejsce. Zaczątkiem przyszłego pałacu stał się dawny zajazd, zbudowany przez jego ojca w ramach „industrializowania” okolicy /przy starej papierni zbudowano wówczas fabrykę sukna i dywanów, rozbudowano przyfabryczne osiedle i towarzyszącą fabrykom i osiedlu „infrastrukturę”, w skład której wchodził także ów zajazd/.
Przebudowa i rozbudowa zajazdu na pałac w pierwszym etapie polegać miała na dostawieniu drugiego członu, usytuowanego pod kątem prostym do już istniejącego. Ten dobudowany człon, po dostawieniu po prawej stronie drugiego skrzydła, symetrycznego do dawnego zajazdu, miał pełnić rolę reprezentacyjnego korpusu środkowego. Całość założenia miała otrzymać kształt litery „U”. Tak się jednak nie stało, a jak to zwykle bywa przyczyny inwestycyjnego niepowodzenia okazały się być złożone. Po pierwsze Władysław Pusłowski, na skutek konfliktu z księciem Paskiewiczem, zmuszony został do opuszczenia kraju na jakiś czas; po drugie, w miejscu gdzie nowe skrzydło miałoby powstać, ujawniło się źródło wody podskórnej, ze względów technicznych wykluczające budowę. Tak więc zamiast litery „U” pozostała tylko litera „L”. Nową rezydencję Władysław postanowił nazwać od imienia swego ojca, jednak nie w wersji polskiej – Wojciechowem czy Wojciechowicami lecz w wytwornie cudzoziemskim brzmieniu: Albertynem.
Część lewa pałacu, dawna austeria, miała plan niezbyt szerokiego prosto-kąta. Jego trójosiowa środkowa część była od frontu nieco cofnięta w stosunku do bocznych partii, ale by to zrekompensować, nadbudowana była o niewysokie mezzanino, zwieńczone mało wydatnym szczytem. Otwory okienne i drzwiowe parteru zamknięte były półkoliście, pozostałe zamknięto płasko. W poziomie parteru znajdował się tu taras, a na piętrze balkon. Narożniki budynku akcentowane były boniowaniem, a nad wydatnym gzymsem górował czterospadowy dach.
Dobudowany do skrzydła korpus główny, w zamierzeniu bardziej „pałacowy”, ma mocno zaakcentowaną oś, gdyż miała to być oś główna całego założenia. Pojawił się tu więc czterokolumnowy portyk z toskańskimi głowicami, belkowaniem i schodkowym szczytem. W środku szczytu, zamiast zwykle umieszczanych herbów /lub zegara, jak w Wielkopolsce/, znalazło się trójkątne okno. Przed portykiem umieszczono kamienne schody, które monumentalny charakter zawdzięczały flankującym je po bokach posągom lwów, wykutych z białego marmuru /wzorem były tu rzeźby Antonio Canovy/.
Boczne partie elewacji korpusu wyposażone były tylko w jedno okno, za to o podwójnej szerokości. Boniowaniem pokryty był cały parter i narożniki, czym nawiązywano do architektury skrzydła pałacu, czyli dawnego zajazdu. Płaszczyzna elewacji korpusu była nieco cofnięta /poza portykiem oczywiście, gdyż pierwotne założenia projektowe, miały skrzydłom nadać charakter skrajnych ryzalitów. Pod portykiem, na piętrze zaprojektowano trzy porte-fenêtry z eleganckimi, żeliwnymi balustradami. Korpus nakryty był czterospadowym dachem, o tym samym kącie nachylenia połaci, jak w dachu skrzydła. Przy bocznej elewacji znajdował się drugi taras, także „strzeżony” przez lwy, tym razem wzorowane na weneckim lwie św. Marka.
Pomieszczenia o charakterze reprezentacyjnym zlokalizowano w głównym korpusie pałacu. Jadalnia miała wymiary 11 na 7 metrów, wypełniały ją meble wyrzeźbione z czarnego dębu w stylu „gdańskim”. Podobnie umeblowany był jeden z salonów, gdzie jedynym nie-gdańskim elementem był fortepian. Inne salony /poza wspomnianym już „gdańskim”/ także nazywane były od stylu bądź materiału mebli: „czeczotkowy”, „Boulle”. Równie wytworne jak meble były też nieruchome „partie” pałacowych wnętrz. Były tu cztery stylo-we, francuskie kominki i dwa lotaryńskie piece w stylu „Cesarstwa”. Parkiety skomponowane były z różnych gatunków drewna, ściany miały wzorzyste obicia, trzeba jednak przyznać, że w żadnym razie wystrojowi wnętrz nie można przypisać cech przeładowania – obowiązywał umiar oraz dyskretna i szlachetna elegancja.
Warto wspomnieć też o porcelanie, obrazach i pałacowym księgozbiorze. Porcelana z Baranówki, Belwederu, Korca i Nieborowa wisiała na ścianach jadalni, ponad boazerią. Prócz manufaktur polskich, złożyły się na te kolekcję dzieła wytwórni tak znanych jak Sevres, Limoges, Petersburg czy Miśnia. Księgozbiór zawierał pozycje siedemnastowieczne – głównie z oficyn polskich i włoskich, osiemnastowieczne wydawnictwa encyklopedyczne, atlasy i pojedyncze mapy ziem Rzeczypospolitej. Było też archiwum, gdzie przechowywano pergaminy – niektóre nawet z XV stulecia. Kolekcja obrazów z Albertyna mogłaby z powodzeniem stanowić główny akcent niejednej z europejskich galerii. Był tu /podobno/ szkic Główka Leonarda da Vinci, szkic Centaur Rubensa, po dwa obrazy Pietera Breughla i Verneta, Wnętrze gospody Davida Teniersa, oraz kilka portretów weneckich. Z dzieł polskich wymienić trzeba dwa pędzla Szymona Czechowicza, obraz Juliusza Kossaka „Postój jazdy w wiosce„, kilka portretów Franciszka Żmurki. Gdy do tego dodamy kolekcję portretów rodzinnych, portrety królów polskich, hetmanów a całość opisu uzupełnimy informacją, że zbiory, by uratować je przed Niemcami wywieziono do Moskwy – trudno się dziwić, że nigdy już one do Polski nie powróciły.